Jednym z takich miejsc z pewnością jest Ameryka Południowa, przesiąknięta do szpiku kości kultem macho. Na szczęście są jednak kobiety, dla których nie stanowi to bariery, ale wyzwanie.
Michelle Bachelet – elegancka blondynka, lat 60, samotna matka trójki dzieci. 11 marca tego roku obchodziła swoje osobiste święto. Dokładnie tego dnia, pięć lat wcześniej, przetarła szlaki innym kobietom z aspiracjami politycznymi w Chile – po wygranej w drugiej turze została pierwszą „prezydentką” w Chile. I gdyby nie jednoznaczne zapisy w konstytucji, zapewne cztery lata później zostałaby wybrana ponownie. Nic jednak straconego, życie postawiło przed nią nowe wyzwania.
Z wykształcenia jest lekarzem pediatrą, choć o mały włos nie przerwała edukacji na ostatniej prostej. Dwa lata po puczu generała Augusto Pinocheta, została aresztowana i torturowana wraz z matką przez 21 dni (wcześniej więzieni zmarli ojciec - generał i narzeczony Michelle). Następnie obie zostały wydalone do Australii, a niedługo później przeniosły się do Republiki Federalnej Niemiec. I tam, w Berlinie na Uniwersytecie Humboldta, Michelle podjęła przerwaną naukę, aby w końcu zdobyć upragniony dyplom w Chile. Powrót do ojczyzny z pewnością nie był dla niej łatwy. Jednak, być może paradoksalnie, to właśnie bolesne wspomnienia, jakie wiązały się z tym krajem, przyczyniły się do podjęcia decyzji o zaangażowaniu się w wielką politykę. Geny także zobowiązują. W 2000 roku Michelle Bachelet, jako pionierka w Chile, objęła funkcję Minister Zdrowia. Nie na długo jednak. Zafascynowana tematyką bezpieczeństwa narodowego, podjęła naukę w chilijskiej Narodowej Akademii Studiów Politycznych i Strategicznych, a następnie zdobytą wiedzę przypieczętowała stypendium w amerykańskiej Akademii Wojskowej. Swój cel osiągnęła zadziwiająco szybko. W 2002 roku została Ministrem Obrony Narodowej jako pierwsza kobieta w Chile. Ba, jako pierwsza kobieta w całej Ameryce Łacińskiej!
Gdy w 2006 roku została wybrana na prezydenta, na ulicach świętowały tłumy, a przede wszystkim kobiety, na znak solidarności przepasane prezydencką szarfą. Michelle nie zawiodła ich, udowadniając, że polityka naprawdę jest rodzaju żeńskiego. Połowę jej rządu stanowiły bowiem kobiety. Prawdziwy cios dla wszystkich chilijskich macho! Michelle Bachelet doskonale zdawała sobie sprawę z ograniczeń, jakie narzucała jej w polityce własna płeć. Mawiała: ”Gdy mężczyzna okazuje złość, przyjmuje srogi wyraz twarzy, mówi groźnym głosem – wówczas wszyscy się zachwycają: cóż za silna osobowość! Gdy ja się irytuję i podnoszę głos, natychmiast uchodzę za histeryczkę nieradzącą sobie z własnymi emocjami”. Mimo tych ograniczeń i faktu, iż to w trakcie jej rządów Chile nawiedziło trzęsienie ziemi, a światem wstrząsnął kryzys finansowy, swoją kadencję kończyła z imponującym poparciem rodaków.
Rok temu Michelle Bachelet została przewodniczącą UN Women – jednostki Organizacji Narodów Zjednoczonych ds. równości płci. Działalność tego organu ma się koncentrować na usprawnieniu prac w kwestii ochrony praw kobiet. Michelle jest także członkinią Rady Kobiet – Światowych Przywódców. I wzorem dla tych kobiet, które wciąż jeszcze widzą bariery zamiast wyzwań...
Agata Podgajska
(agata.podgajska@dlalejdis.pl)