O programach kulinarnych nieco inaczej

Opublikowano: 2013-06-17
Programy kulinarne w telewizji.
W gotowaniu na ekranie nie tyle istotna jest ta czy inna potrawa, którą prowadzący z pietyzmem przygotowuje, ale właśnie on sam.

Bo ostatecznie na ile sposobów można przyrządzić polędwicę a la Wellington czy pilaf z dorsza? Zresztą nawet jeśli takowych wariacji jest bardzo dużo, to i tak jest to liczba skończona, a gros z nich przeciętny Kowalski przyzwyczajony do wyrazistego smaku schabowego i kapusty i tak nie odróżni od siebie.

Dlatego każdy program TV o gotowaniu prowadzącym stoi i jeśli jest on tylko osobowością medialną, to może nawet prezentować, jak przyrządzić gotowane ziemniaki, a i tak zbierze wierną publiczność cmokającą z zachwytem nad precyzyjnymi ruchami nożem wykonywanymi podczas ich obierania przez gwiazdę oraz łatwością, z jaką doprowadziła ona wodę do wrzenia w garnku.

A że takich programów TV jest legion, to na potrzeby niniejszego artykuł tylko dwa wyraziste przykłady show kulinarnego, w którym pierwszoplanową rolę odgrywa osoba prowadzącego…

Nigella gryzie… i wygląda
Wielka Brytania nie kojarzy się szczególnie z pięknymi kobietami, czego niezbity dowód stanowi żeńska grupa wokalno-taneczna Spice Girls zrzeszająca ponoć najładniejsze przedstawicielki tej płci z Wysp. Brytyjczycy jednak bronią się jak mogą przed tego typu insynuacjami, a ich „ostateczny argument” w tym względzie stanowi Nigella Lawson. I jest to naprawdę mocny argument. Kto ma oczy, może sam go „przeanalizować” i oddać pokłon sile jego przekonywania.

Nie dziwi zatem fakt, że programy kulinarne Nigelli cieszą się sporą popularnością wśród męskiej publiczności, która co prawda nie bardzo odróżnia pietruszkę od selera, ale za to potrafi docenić wszystko inne, co Nigella ma im do zaprezentowania.

Makłowicz i austriackie gadanie
Wyspiarze mają Nigellę, my zaś Roberta Makłowicza… Rzecz więc wydaje się przegrana już na samym początku. Ale to pozór, bo z panem Robertem nie tylko Nigella, ale i krakowskie przekupki nie mogłyby iść w zawody, jeśli idzie o liczbę słów wypowiadanych na sekundę. A to, jak się okazuje, w telewizji całkiem spora zaleta. Niektórzy co prawda nazywają to „austriackim gadaniem”, ale jak się im nie podoba, to mogą się skupić na tym, co Pan Robert gotuje, a nie na tym, co mówi.

Nie oznacza to wszystko jednak, że nie warto programów kulinarnych oglądać. Raz, że skądś ostatecznie trzeba brać nowe przepisy (jak już się ktoś uprze, że chce gotować), a dwa, że sam show „robiony” przez prowadzącego jest nieraz wart tego, aby mu poświęcić nieco uwagi.

Autor zewnętrzny
Fot. sxc.hu



Facebook
Reklama
 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat
COUNT:15