Poród we dwoje?

Opublikowano: 2013-06-13
Poród we dwoje dzięki ubezpieczeniu.
Kiedyś oczekujący narodzin dziecka ojciec miał tylko dwa obowiązki: złożyć łóżeczko i pilnować, by samochód był zawsze gotowy do drogi na porodówkę.

Czasy jednak się zmieniły i teraz kobiety coraz częściej oczekują od swoich partnerów, by uczestniczyli oni w narodzinach dziecka. I to tym bardziej, że nie jest to już luksus dostępny tylko dla najbogatszych. Nawet dobrowolne ubezpieczenie zdrowotne, opłacane najczęściej przez te kobiety, które nie mają umów o pracę, gwarantuje możliwość zorganizowania porodu rodzinnego bez dodatkowych opłat.

Współczesny mężczyzna, żeby sprostać wymaganiom, musi być męski i czuły, stanowczy i troskliwy, twardy i opiekuńczy. Musi być samcem alfa, niezwyciężonym w stadzie i łagodnym tatusiem, który radzi sobie z karmieniem, przewijaniem, kołysaniem do snu, i który koniecznie musi być obecny przy porodzie, aby wzruszenie zwaliło go z nóg. Czy to aby nie za dużo?

Lęki mężczyzn
Przede wszystkim obawiają się oni, czy będą w stanie znieść widok bólu. Nie jest im łatwo spokojnie patrzeć, jak partnerka cierpi. Zwłaszcza, że nie mogą w żaden sposób jej pomóc. Niepokoi ich też (choć nie tak, jak kobiety), czy partnerka, którą zobaczą w mało estetycznym i pociągającym wydaniu, nie stanie się dla nich nieatrakcyjna. I niestety nie są to lęki bezpodstawne. Jest ryzyko, że widok rodzącej kobiety może po porodzie utrudnić mężczyźnie ponowne spojrzenie na partnerkę jak na obiekt pożądania. Dodatkowo boją się oni, że widząc, ile bólu kosztuje kobietę poród – czyli będąc świadkami nieprzyjemnych skutków pożycia seksualnego – nabawią się awersji do seksu. Pocieszające, że takie problemy dotykają tylko niewielką grupę panów.

Mężczyzna na porodówce
Jeśli twój partner wykazuje chęć uczestniczenia w tym wyjątkowym wydarzeniu, to w porządku. Ale pamiętaj – nic na siłę, bo może się to obrócić przeciwko tobie. Najnowsze badania wykazują, że mężczyźni, którzy są zmuszani do uczestnictwa w szkole rodzenia i obecności przy porodzie, mogą mieć słabszy „instynkt tacierzyński”. Mężczyzna zmuszany do aktywnego udziału w tych wydarzeniach często przeżywa potem rozczarowanie, ponieważ dociera do niego, że może on zaoferować jedynie bierne wsparcie. Wielu panów mówi, że pobyt na porodówce, gdzie przeważnie czują się jak piąte koło u wozu i nieporadnie plączą się pod nogami personelu medycznego, nie jest idealnym początkiem ojcostwa.

Jednak można osiągnąć pewien kompromis. Zanim dziecko opuści przytulne mieszkanko, które zajmowało przez ostatnie 9 miesięcy, mija trochę czasu. I wówczas obecność partnera może się okazać nieoceniona. To właśnie on pomoże zadbać o wygodę, pomasuje plecy, potrzyma za rękę, założy skarpetki, wezwie położną lub lekarza w razie potrzeby. Zapewnia to kobiecie tak ważne w tym momencie poczucie bezpieczeństwa, ponieważ obecność takiego „strażnika”, który obserwuje i sprawuje nad wszystkim kontrolę, może wpływać na zachowanie personelu medycznego. Jeśli mężczyzna nie chce być obecny przy samych narodzinach dziecka, a nie wzbrania się przed uczestnictwem właśnie w tej fazie porodu – jest to uczciwy kompromis.

Wspólna decyzja
Bez względu na to, czy twój partner będzie obecny na porodówce, czy nie – powinna to być wasza wspólna decyzja. Nikt nikogo nie powinien przymuszać, bo „tak wypada”, albo „wszyscy tak robią”. Szantaż emocjonalny nie jest dobrym doradcą. A nieobecność mężczyzny podczas porodu nie musi oznaczać, że nie będzie on dość silnie związany ze swoim dzieckiem. Bo bycie tatą to coś więcej niż własnoręczne przecięcie pępowiny.

Autor zewnętrzny



Facebook
Reklama
 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat
COUNT:15