Sto stron. Za mało czy w sam raz? Takie pytanie nasuwa się, gdy patrzymy na tę niewielką książeczkę. Nie jestem fanką noweli, opowiadań, a jednak sięgnęłam po „Cień ważki”.
Babka, matka, przyjaciółka i córka. Akcja toczy się w domu spokojnej starości, rodzinnym dworku pełnym kwiatów i przede wszystkim w głowach głównych bohaterek. Każda z nich dąży do szczęścia, ukojenia. Jak to w życiu bywa, nieprzewidziane zdarzenia zmieniają nasze plany i wyobrażenia o otaczającej rzeczywistości. Jest niespełniona miłość, zdrada, choroba, śmierć. Są one przeplatane sielskimi obrazami.
Ciekawy dla mnie wątek jest związany z wirtualnymi znajomościami. Jak bardzo czujemy się samotni, że poszukujemy zrozumienia po drugiej stronie komputera? Jak daleko jesteśmy się w tym zatraceniu posunąć? Mimo, iż na pierwszy rzut oka jest mąż, przyjaciółka i córka. Niby nie samotnie... Niby jest dom, ogród....
Marta Precht pisze całą nowelę „Cień ważki” na równym poziomie. Nie ma zbędnych zdań. Czasem zostawia nam chwilę na refleksję. Zgrabnie przechodząc do kolejnych postaci i czasu akcji. Ten bowiem zmienia się bardzo często. Ciekawy zabieg autorki. Nie czułam przy tym zagubienia. Doskonale ukazuje przy tym, jak przeszłość jest podobna do teraźniejszości. Zmieniają się epoki, a ludzie nie.
Jestem mile zaskoczona. Przyjemność z czytania może i niedługa, lecz treściwa. Wreszcie nie doświadczyłam przegadania. Zdecydowanie warto sięgnąć po „Cień ważki”. Na długo pozostanie w mojej pamięci. Książka, która pozostawia po sobie ślad, lecz nie jest przytłaczająca, co przy trudnych tematach bywa częste.
Agnieszka Zieleń
(agnieszka.zielen@kobieta20.pl)
Marta Precht, „Cień ważki”, Warszawska Firma Wydawnicza, Warszawa 2012