Od przybytku głowa nie boli…
Słów tych nie wypowie zapracowana matka piątki dzieci, na którą po ośmiu godzinach za biurkiem czeka dodatkowa praca w domu. Nie podpisałby się pod tym również mężczyzna, który kosztem życia rodzinnego prowadzi własną firmę. Mieć dużo na głowie kojarzy nam się z tuzinem obowiązków, które już z samej nazwy wydają się czymś nieprzyjemnym. Oliwy do ognia dodaje zrzędliwość i narzekanie, które leżą w naszej naturze. Natłok zajęć, stres i utrata kontaktu z samym sobą, a dokładniej z własnym potrzebami rodzi jeszcze większy konflikt. Gubimy się w labiryncie oczekiwań, presji czasu i społeczeństwa, a wystarczyłoby jedynie odnaleźć „złoty środek”. Gdzie zacząć poszukiwania? Najlepiej jest zajrzeć w głąb siebie. Jeśli w naszym życiu nie ma równowagi, a jeden z obszarów dominuje nad innymi, tak jak praca dominuje nad rozrywką lub potrzebą odosobnienia, tam będą pojawiać się problemy różnej maści. Automatycznie przyciągniemy choroby cywilizacyjne (depresja, stany lękowe), stres i zniechęcenie.
Więcej znaczy mniej
Zdarza się, że im więcej człowiek ma na głowie, tym więcej jest w stanie osiągnąć. Są też tacy, którzy czują się tak przytłoczeni codziennymi wyzwaniami, że odpuszczają sobie pewne obowiązki, a my nazywamy to delikatnie zaniedbaniem. Choć wydaje nam się, że ciążą na nas kilogramy odpowiedzialności, masa obowiązków i całe mnóstwo problemów, prawda może być zgoła inna. Jeśli przyjrzymy się, jakich obszarów życia dotyczą nasze problemy, z czym się wiążą i jakie są możliwe ich rozwiązania, może się okazać, że każdy z nas jest prawdziwym szczęściarzem. Niech za przykład posłuży dorastające dziecko. Z jednej strony rodzic usiłuje poskromić bunt dojrzewającego nastolatka, walczy z nim, jest obiektem ataku i wrogiego nastawienia własnego dziecka. Ktoś przyglądający się z boku, powie: „to cudownie, że masz dziecko, że dożyło tego wieku..” Mając problem w postaci zbuntowanego nastolatka, mamy też nadzieję, cel, który w tym przypadku będzie dotyczył ukształtowania ukochanego syna lub córki w zgodzie z określonymi zasadami moralnymi, według wyznawanej religii, wychowania wrażliwej i odpowiedzialnej osoby. Co z tymi, którzy nie mają takich problemów?
Życiowy cel
Jeden z anonimowych autorów powiedział bardzo mądre słowa: „celem życia jest życie z celem”. To właśnie on definiuje nasze życie – cel. Wyznacza drogę, nastręcza trudności, a jego zwieńczeniem jest satysfakcja, sukces. Nasze cele różnią się od siebie w zależności od wieku, wrażliwości, osobowości. Celem ucznia będzie przejść do następnej klasy, cel pracownika to awans, kochającej kobiety – uszczęśliwienie partnera, dziecka – nauczyć się jazdy na rowerze, mężczyzny – zapewnić byt rodzinie. Dla każdego z nas sukces również oznacza coś innego. Co jednak z tymi, którzy nie mają celów? Nie mają też kłopotów, ale i nie są w stanie zaangażować się w życie. Narzekamy na ciągnącą się latami spłatę kredytu, lecz co z tymi, którzy są bezdomni? Szczęściarze, nie muszą płacić rachunków. Łapiemy się za głowę, gdy nadchodzi czas egzaminów, a nie każdy ma możliwość zdobywania wiedzy. Wtedy dopiero uświadamiamy sobie, jak to cudownie jest płakać, złościć się i uśmiechać. Co z tymi, którym to wszystko jest obojętne..?
Małgorzata Koperska
(malgorzata.koperska@dlalejdis.pl)
Fot. pixabay.com