Seks z muzyką w tle – jaką wybrać?

Opublikowano: 2011-01-25
Jaką muzykę dobrać w sypialni.
Seks opiera się na rytmie. Nic zatem dziwnego, że większość ludzi lubi kochać się przy muzyce. Nie każdy jednak interesuje się nią na tyle, aby dobrać do własnego scenariusza odpowiedni soundtrack.

Spokojnie, Kochanie…
Można oczywiście postawić na nastrojowy klimat, w którym królować będzie przyjemne brzmienie z głośników, odpowiednia ilość świec, ciała kochanków poruszające się w zgodnym rytmie oplatane przez ciepłe płomienie pomarańczowego światła małych ogników. Jedyne czego brakuje tej scenerii to ścieżki dźwiękowej z filmu Bertolucciego „Stealing Beauty”. Znajdziemy tam wszystko, co potrzebne. Od pierwszych utworów zdecydowanie nacechowanych erotycznie , o tym jak dobrze jest stawać się kobietą…, aż do tych nieco bardziej intensywnych, z mocniejszymi uderzeniami perkusji, niosących w sobie ładunek emocjonalny wprost proporcjonalny do szybkości rozwijającej się akcji. Równie dobrze sprawdzi się niemal każda płyta Feist, Mazzy Star, T.Chapmana, nowa płyta Alicii Keys, Johna Mayer, Lhasa de Sela. Wszyscy ci artyści postawili przede wszystkim na nastrojowość.. Owszem, można polegać na nieśmiertelnej w tym gatunku Norah Jones, ale niestety wówczas wasze intymne chwile będzie przypominał wam każdy przedświąteczny okres w supermarkecie. Z tego punktu widzenia nawet Keys wydaje się być kontrowersyjna, choć Alicia jest jak krótkotrwała pamięć rybki welonki: pojawia się i znika. Wraz z nową płytą następuje bliżej nieokreślony szał i fascynacja, która przechodzi szerszej społeczności równie szybko, jak się pojawiła. Można zatem spokojnie wpuścić Alicię Keys do sypialni. Niestety, zbyt wielu mężczyzn chętnie potraktowałoby to dosłownie, więc może jednak lepiej nie?

Z pazurem
Czyli nieco intensywniej, kiedy nostalgia wydaje się drażniąca, wydarzenia przyspieszają wraz z tętnem osób uczestniczących. Wówczas, o ile znajdujemy czas na muzykę, lepiej przerzucić się ze spokojnej Feist na coś nieco bardziej dynamicznego, np. Moby'ego, którego płyty utrzymane są w nieabsorbującej stylistyce elektronicznego odprężenia. Z kolei dla amatorów „szybkiej jazdy” polecam ścieżkę dźwiękową z filmu „Gone In 60 seconds”. Utwory typu „Painted on my heart” The Cult czy „To sick to pray” A3 dosłownie powalają na kolana. Wywołują ciarki na skórze, dodają ekspresji, wprowadzają odpowiedni klimat, wzmagają pożądanie, manewrują wyobraźnią. Są jak dźwiękowy odpowiednik duetu Cage i Jolie – jak dla mnie, zabójcze. Podobnie działa płyta Pink Floyd „Pulse”, ścieżka dźwiękowa z „Casino Royal” autorstwa Davida Arnolda czy Novika.

Mocne uderzenie
Można oczywiście mieć dosłownie gdzieś nastrojowość , gradację emocji w stylu szybkich samochodów i postawić na klubowe brzmienie. Wówczas sprawdzi się wszystko w stylu Justina „What comes around”, Davida Guetty „Missing you”, Timbalanda „Carry out”, Madonny “Give it to me” czy Nelly Furtado “Let my hair down”. Choć z zasady tak zwany szybki seks raczej sam dostraja się do grającej już muzyki. Podąża za rytmem dwóch ciał i nie zwraca uwagi na nic więcej, więc może w tym przypadku lepiej nie rozkładać uwagi jeszcze na dźwięk?

Olga Filipowska
(olga.filipowska@dlalejdis.pl )



Facebook
Reklama
 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat
COUNT:15