Na drugi dzień zapisałam się do kosmetyczki. Ostatni raz byłam w podobnym miejscu chyba z dziesięć lat temu, przed ślubem mojej przyjaciółki. Dlatego bałam się, że technologie poszły tak bardzo naprzód, że wyskoczy robocik i zimnymi jak metal paluszkami naciągnie mi skórę.
A tu miłe zaskoczenie: szalenie sympatyczna pani w białym fartuszku zabrała mnie do pomieszczenia, w którym wspaniale pachniało wielokwiatowo z orientalną nutką. Z głośniczków sączyła się cichutko muzyka relaksacyjna. Zdjęłam ubranie i położyłam się otulona miękkim ręcznikiem. Następnie cudowne ręce Pani przystąpiły do zabiegów na mym ciele. Był peeling, potem jakieś kremy i na końcu masaż, który mnie dosłownie uśpił. Zapomniałam o całym świecie.
Obudziło mnie pytanie: „Ile Pani ma lat?” Jakbym dostała obuchem w głowę albo spadła z 10 piętra. A było tak miło…
- ”40” – odpowiadam rzeczowo
- No to trzeba się będzie za siebie zabrać! Trzeba zlikwidować cienie pod oczami, pozamykać nadmiernie pootwierane pory, zmniejszyć liczbę pajączków oraz powalczyć z cellulitem - stwierdziła stanowczo pani i… zabrała się do roboty…
Powiem szczerze, że nie spodziewałam się, że tyle rzeczy można ulepszyć w tak krótkim czasie. Jednak zmarszczki wokół oczu bardzo się wygładziły dzięki połączonym technikom medycyny estetycznej, kratery porów zniknęły, a grudki na skórze pośladków, bioder i brzucha znacznie się wygładziły.
Może nie wystartuję w Wyborach Miss Świata, ale czuję się rewelacyjnie. Mąż co prawda zauważył, że coś się zmieniło, ale jego pytanie: „Kochanie, byłaś u fryzjera?” uzmysłowiło mi, że najważniejsze, że ja wiem, gdzie byłam. Efekt placebo działa. A przecież chodzi o efekt.
Ciekawa jestem czy koleżanki z pracy będą bardziej spostrzegawcze?
Pamiętnik Czterdziestolatki odc.3
Ania B.
Przeczytaj odcinek 2