W osiedlowym M4 odbyło się party, albo jak mówią moje dzieci – domówka. Na cześć moją, a właściwie moich czterdziestu lat. Wszyscy goście z zadowoleniem twierdzili, że impreza była wyjątkowa. No cóż – starałam się jak mogłam. W końcu spędziłam w kuchni 48 godzin poprzedzających ów wyjątkowy wieczór Potraw było sporo, np.: crostini z żurawinowym serkiem śmietankowym, śledzik po polsku z buraczkami i marynowanymi kurkami, polędwiczki wieprzowe z chrupiącą skórką, Wołowina po burgundzku, Polędwiczki wieprzowe z salsa verde i quesadillas, a na deser ulubione ciasto mego męża: karpatka królewska.
Oczywiście dla tradycjonalistów zrobiłam sałatkę jarzynową, a dla wojowników z nocnym poimprezowym zmęczeniem – bigos.
Goście chcieli też mi sprawić przyjemność i przynieśli mnóstwo „wesołych prezentów” nawiązujących do tematyki uroczystości, np. kubeczek z napisem „Uwaga 40!”, reformy (czyli majtki gigantycznych rozmiarów) z napisem „Gorąca czterdziestka”, czy bardzo obcisła koszulkę z wymalowanymi ogromnymi piersiami. Ale nic chyba nie przebije gilotynki niby do papieru, ale z podpisem „40 lat minęło…
Na szczęście mąż wręczył mi uroczyście zaproszenie na wizytę w salonie kosmetycznym, a dzieci kolaż ze zdjęć moich wszystkich przyjaciółek od czasów przedszkolnych aż do dziś.
Upychając w zmywarce talerze po imprezie myślałam o kolejnym dniu, jaki nastąpi po spektakularnym zakończeniu pewnego etapu w życiu: praca, dzieci, dom… a może rzeczywiście coś zmienić? Tylko co? Czy wizyta u kosmetyczki zmieni moje życie? A może jakiś kurs ? A może odchudzanie do wagi z liceum?
Pamiętnik Czterdziestolatki odc.2
Ania B.
Przeczytaj odc. 1